PRASA / PRESS

Dokument, który ma wstrząsnąć - premiera 13 grudnia 

- Rok temu zobaczyłem człowieka, który stał na głowie. Taki był początek - mówi Maciek Głowiński, reżyser filmu, w którym wzięli udział bezdomni warszawscy alkoholicy. 

Maciek ma 24 lata, uczy się w Akademii Filmu i Telewizji. Człowiekiem, który stał na głowie, był Jurek. Ma 55 lat i mówi o sobie: Mors AA. Mors, bo lubi kąpiele w lodowatej wodzie. AA, bo nałogowo pił od 20. roku życia. Pierwszy raz - gdy złożył papiery do technikum. A potem tylko częściej, więcej, dłużej. W 1993 roku woził z Wybrzeża ryby na sprzedaż. Interes szedł marnie, został z pożyczką. Wyjechał do Włoch na zbieranie jabłek. Spłacił długi, było dobrze. Potem znowu się zaczęło: butelka za butelką, brak pieniędzy. Zaczął żebrać. Na alkohol. Zamieszkał w dziurze pod mostem kolejowym w szałasie nad morzem. - Barbone - mówili Włosi - kloszard.

Od 2,5 roku jest czysty. Wrócił do Polski, przeszedł terapię, wytrwał. Kupił samochód, volkswagena "ogórka", mieszka w nim i jeździ po kraju. Zarabia, stojąc na głowie. - Bo w tej pozycji na pewno nie można się napić - mówi. Rozkłada na chodniku folię, matę do jogi, z głośnika puszcza orientalną muzykę. Ogląda świat do góry nogami: chodnik, ulicę, nogi przechodniów.
Nogi Maćka Głowińskiego zobaczył w listopadzie 2008 roku. Maciek, zaintrygowany, przystanął. Porozmawiał. W końcu pomyślał: Mam pomysł na film. O człowieku, który był na dnie, ale się z niego wydostał. I o tym, że to zawsze jest możliwe.
W tym filmie Jurek miał przekonywać tych, którzy odbić się nie chcieli albo nie potrafili. Zaczęli ich szukać. Stali w bramie izby wytrzeźwień na Kolskiej, na peronach dworców, w parkach. Poznali: Kreta, Józka, Tadka, Śpiewaka, Adama. "Giganci"- mówią o sobie. Bezdomni. Z adresem "peron 1, budka 3". Zarabiają "na łapę" - zbierając grosze od ludzi. Kupują spirytus, wódkę. Gdy się nie poszczęści: - denaturat, borygo. Albo zmywacz do paznokci.
Zgadzali się na nagranie. Maciek nawet nie przypuszczał, że będzie tak łatwo. - Adam za udział w filmie zażądał, by moja dziewczyna ugotowała kopytka - opowiada reżyser. Jurek próbował postawić im świat do góry nogami. Dosłownie - chodził wokół nich na rękach. Ale też rozmawiał. Opowiadał o sobie, starym życiu, które przepił, i nowym, które zaczęło się dwa i pół roku temu. Byli Jurkiem zafascynowani, ale rozmowy spływały po nich jak po kaczce.
- Większość nie dopuszcza myśli, że jest uzależniona. Oni wciąż myślą, że w każdym momencie mogę przestać - mówi Maciek.
Jurek: - Niektórzy nie zdają sobie nawet sprawy, że to ich niszczy. Przeciwnie. "Przestanę pić, to zachoruję" - mówią. Tak broni się psychika człowieka uzależnionego.
Było im wszystko jedno. Ale gdy praca nad filmem dobiegała końca, poczuli, a przynajmniej tak wydaje się Maćkowi, że wzięli udział w czymś ważnym. Przejęli się. Siedzieli w milczeniu i myśleli.
Dokument trwa 20 minut, ale nad jego realizacją pracowali rok. Bywało trudno: a to Adam upił się i zasnął w kwiatach, a to kogoś innego zwinęła policja. W końcowej scenie na pl. Defilad Jurek układał 2 tys. butelek. Kiedy Adam się o tym dowiedział, błysnęły mu oczy: - Pełne będą? - zapytał.
Ułożyli 2 tys. flaszek, bo tylko tyle zdążyli zebrać. Powinno być więcej. - Na terapii każdy alkoholik robi bilans. Mi wyszło, że wypiłem 14 tys. butelek wódki, piwa, wina - mówi Jurek.
Maciek: - Film nas kosztował wynajęcie placu Defilad i sali kinowej na premierę. Wszystko z własnej kieszeni. Ale chcieliśmy, by to był prawdziwy film w prawdziwym kinie. I żeby oni na niego przyszli. Czy przyjdą? Wiem, gdzie znaleźć kilku. Ale większość gdzieś przepadła.
Jurek rozwiesza plakaty: Kolska (izba wytrzeźwień), Marywilska (ośrodek Monar-Markot). Bo najważniejsze, żeby zobaczyli film ci, którym mógłby pomóc. - Wiem, że jeśli obejrzałbym go wtedy, przedtem - gdy piłem - wstrząsnąłby mną mocno. - mówi.
Ci, którzy pili do dna i na dno się stoczyli, mają w Polsce co zjeść, pełno jest jadłodajni. Zwykle mają w co się ubrać - wiele organizacji rozdaje ubrania. Tylko mało kto podaje rękę i z dna wyciąga. Więc człowiek tkwi. Wpada w dół, z którego nie potrafi się wygrzebać.
Jurek: - Kiedy piłem, czułem się obcy światu. Czułem, jakby mnie nie było...
Myślałem: niech tylko dostanę pieniądze, kupię skrzynkę denaturatu, pójdę do lasu. I będę pił. Zemdleję, zasnę, obudzę się i będe pił dalej. Aż wszystko się skończy.
Jurek: - Ale nie zrobiłem tego, znalazłem drogę z powrotem. Tylko że niektórzy nie zdają sobie sprawy, że ona istnieje.

Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna - Grzegorz Szymanik - 11.12.2009

______________________________________________________________________________________

______________________________________________________________________________________

Kilkanaście godzin w kinie za nami

"... 
Dwuznaczność w tytule filmu Macieja Głowińskiego Do dna jest celowa i zamierzona. Może bowiem oznaczać zarówno toast wypijany dla pomyślności, jak i kierunek, w którym można podążać. To nurkowanie w odmęty życia przeżył bohater tej krótkiej filmowej opowieści. Jest niepijącym alkoholikiem, który w trzeźwości utrzymuje się dzięki dbaniu o kondycję fizyczną – widzimy go kąpiącego się w przerębli, półnagiego uprawiającego jogę na mroźnym warszawskim Starym Mieście, czy w końcu chodzącego na rękach po chodnikach dookoła i zakamarkach Dworca Centralnego. Tam spotyka się z dawnymi kolegami od kieliszka, próbuje przekonać ich, że z nałogu można wyjść, trzeba tylko chcieć. Głowiński przekonuje nas, że pasja potrafi zmienić życie człowieka, że od dna można się odbić.
..." 

______________________________________________________________________________________

______________________________________________________________________________________

"... Do dna to pouczający, ujmujący swą optymistyczną wymową reporterski” dokument nawrócenia” (psychicznego i fizycznego) nałogowego alkoholika ..."

Źródło: NURT 2010

______________________________________________________________________________________

______________________________________________________________________________________

NURT finiszuje

"... przejmująca historia alkoholika autorstwa Macieja Głowińskiego pt. „Do dna”. „Po raz pierwszy napiłem się alkoholu, gdy miałem 14 lat. To było 40 lat temu…” - mówi Jurek Zdanowicz, główny bohater filmu.  Podczas 20-minutowej opowieści Zdanowicz opowiada warszawskim alkoholikom o swoim alkoholizmie, o tym jak zabierano go nieprzytomnego z ulicy na odtrucia, jak pił denaturat: „Wypić denaturat, zatruć ciało… Czułem się tak jakby mnie nie było, nie czułem świata… Łatwiej oswoić dziką bestię niż namówić alkoholika do terapii…” -  opowiada bohater , ale jednocześnie przekonuje czynnych alkoholików  do uwolnienia się od nałogu poprzez terapię, którą uznaje za najlepszy ze znanych mu sposobów. Nie mówi im tego jednak wprost... Dał sobie radę również dzięki kąpielom w lodowatej wodzie, jodze i medytacji.  Nie pije już trzy lata… „Pół roku po zakończeniu terapii poczułem w sobie życie, przyśnił mi się krzyż… Bóg oddał ci alkoholiku życie” - stwierdza bohater. Oprócz zwykłych „męskich” rozmów Zdanowicz  aranżuje dla niektórych z alkoholików instalację w kształcie krzyża, składającą się z kilku tysięcy butelek po wódce. Oglądają ją z najwyższego piętra Pałacu Kultury w Warszawie…
- Doskonała, pasjonująca historia i jednocześnie doskonała terapia…  Zaskoczył mnie film, ale chyba jeszcze bardziej niesamowity bohater - stwierdza po zakończeniu południowej projekcji Wojtek.
Po każdym pokazie konkursowym odbywa się dyskusja twórców z publicznością. Widzowie, na kuponach, głosują na najlepszy, ich zdaniem, film. W środę podczas południowego pokazu konkursowego obejrzeli siedem dokumentów.  - Według mnie najlepszy był „Do dna” – dodaje Wojtek ..."

Źródło: Wrota Świętokrzyskie - Agnieszka Kussal-Wojtyna - 08.06.2011